Znalazłem silnik jako dawcę. W nim teoretycznie miała być szczelna głowica (w końcu!).
Nie w tym rzecz. Właściciel opowiadał różne historie. Między innymi jak to mu katalizator rozsadziło i się zapalił
Jak zdjąłem czapkę pokazał się tam taki własnie tłok. (wtf?!) Auto nie doładowane, całkowicie seryjne.
Podczas rozbierania znalazłem przewody wtrysków przyciśnięte pokrywą. Całość zaczęła się jakoś logicznie układać. Wtryski sterowane są przeciez minusem.
Wychodzi na to, że jeden wtryskiwacz był cały czas otwarty stąd pożar katalizatora.
Zastanawia mnie fakt co się działo w tym cylindrze, że to tak wygląda. Dodam, że świeca też nie wyglądała za ciekawie, a raczej wiele z niej nie zostało.
Widzi ktoś to z logicznego punktu widzenia?
